Podsumowanie


29 grudnia 2017, 16:58

Kończy się paskudny dla mnie rok 2017. Na szczęście:) To był zdecydowanie zły rok. On był dwa razy w szpitalu, Mama kilka razy w szpitalu, potem hospicjum i koniec. Syna zostawiła dziewczyna. Mam nadzieję, że ten Nowy 2018 Rok będzie lepszy.

Koniec roku to czas podsumowań. To jeszcze o trudnych stosunkach z Mamą.

O podcinaniu mi skrzydeł...

Jak mogłam osiągnąć sukces jeżeli ciągle byłam gaszona. Dziś wiem, że nie wolno ograniczać dziecku pasji, że nie wolno go demotywować, poniżać. A ja jeśli znalazłam sobie coś ciekawego to zaraz było, że to nie dla dziewczynek, nie dla mnie. Nawet zbierać musiałam coś sensownego wg Mamy - znaczki, monety. Moja kolekcja opakowań po czekoladach była tylko moja i trochę tajna.

Zajęcia pozalekcyjne też wybierała mi Ona - a potem był żal, że ja nie chcę chodzić, że jestem niewdzięczna. Raz wracając z jakichś zajęć zatrzymałam się z kolegami na górce i zjeżdżaliśmy. Miałam frajdę i przez chwilę byłam wolna. Niestety, Mama na tej górce mnie znalazła i w domu dostałam solidne lanie pasem. Odechciało mi się kolegów.

W podstawówce przez jakiś czas nie chodziłam na religię. Taki mój bunt. Religia była przy parafii, to ułatwiało sprawę. Wydało się, gdy mój Katecheta przyszedł po kolędzie. Lanie było konkretne, oczywiście pasem.

Szkołę wybrałam na przekór wszystkim, a i tak okazało się, że Mama zna tam kilka osób i już nie było tak fajnie.

Uciekłam do zakonu. Niestety, nie byłam pełnoletnia i Siostra Przełożona odwiozła mnie do domu. Mama oczywiście o klasztorze słyszeć nie chciała.

Moja prywatność? A co takiego?

Studia wybrałam sama, daleko od domu i to był najlepszy czas w moim życiu. Wakacje w domu były trudne. Jak dostałam kartkę od kolegi księdza to była zaraz awantura, że wiążę się z księdzem. A to nic nie było... Jak inny kolega, też ksiądz, napisał, że jesteśmy razem na zawsze (w przyjaźni) awantura była okropna z płaczem i histerią. Potem ciche dni. I to ja musiałam przepraszać...

Skończyłam studia, wyszłam za mąż, wyprowadziłam się z domu. Każda wizyta Mamy u nas to kontrola.  Sanepid, CBA, CBŚ w jednym. To źle zrobione, tu nie posprzątane, po co to?

Z czasem przestałam się tym przejmować. Obojętne mi było, czy przyjadą, czy nie. Coraz mniej kontaktów. I to zaczęło robić mi dobrze. Uspokoiłam się i przestałam przejmować. Nie ukrywam, że On mi w tym bardzo pomógł.

Teraz cóż? Jestem szczęśliwa. I to dzięki Niemu i przez Niego. Mam własną przestrzeń, do której nikogo nie wpuszczam. To mój azyl, moja odskocznia. Wentyl bezpieczeństwa.

 

 

 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz