Jak się czuję? Świetnie! Właściwie to kiedyś uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nigdy nie było mi tak dobrze. Teraz wiem, że żyję! Co się zmieniło? Pozornie nic, ale... Przestałam czuć presję, że coś muszę, bo... Żyję tak jak chcę i jestem szczęśliwa. Wiem, że nikt nie patrzy na mnie ciągle przez pryzmat swoich wyobrażeń jaka powinnam być i jak powinnam żyć. Jestem wreszcie panią swego losu. Nie muszę się nikomu tłumaczyć ze swoich decyzji.
Czemu tak jest? Zniknęło to, co cały czas mnie hamowało i ograniczało. Nie czuję na sobie wyobrażeń Mamy o mnie i o tym, jak powinno być.
"Czasem jest tak, że im bardziej nie chcesz przypominać swojej matki, tym bardziej się do niej upodabniasz."
Niestety, fizyczne podobieństwo nie zniknie. Czasem denerwuje mnie to, gdy patrzę w lustro i zamiast siebie widzę ją. Ale to tylko fizyczność... Mentalnie jestem bardzo daleko. Jestem u siebie!
Czy tęsknię? Chyba to jest taka dziwna forma tęsknoty, zaprzeczanie wszystkiemu, co było dobre w naszych relacjach. Jedno teraz wiem na pewno, a podejrzewałam to od dawna - nasza relacja była toksyczna. Wykańczała mnie psychicznie. Te częste szantaże psychiczne, to pouczanie i zmuszanie do kontaktów, całowanie na siłę przy pożegnaniach, próby ustawiania mojego życia... Męka dla niej i dla mnie. Nie umiałyśmy ze sobą rozmawiać, żadna z nas nie potrafiła... Nie umiałam być na tyle asertywna, żeby siebie ochronić. Czas uleczył rany. Strata bolesna, bo śmierć jest bolesną stratą. Tylko czy dla mnie ta śmierć to strata czy zysk... Głupie to, ale uwolniła mnie od największego mojego problemu.
Nie byłam i nie jestem dobrą córką. Ale i Ona nie była dobrą matką - przynajmniej dla mnie. Owszem, były i fajne chwile, nie da się zaprzeczyć, ale... Ogólny wydźwięk jak dla mnie jest niedobry. I tyle...